Facebook
28.09.2018

Heart of Darkness - Słodko-słona podróż do jądra ciemności

Pierwsza połowa lat 90. była zdominowana wręcz przez filmowość w grach.

W tamtych czasach ten termin był bardziej dosłowny niż dziś i wprost oznaczał przepakowanie gry mnóstwem przerywników filmowych. Ogromny popyt był też na umieszczanie żywych aktorów do gier, co jeszcze bardziej zbliżało je do dzieł srebrnego ekranu.

 

Nawet jeśli chodzi o gry z ręcznie rysowaną grafiką, to aktorzy w nich również udzielali swoich wizerunków.

Świetnym przykładem może być tu Shadow of The Comet, który doczeka się własnego, pełnoprawnego artykułu.

 

Był jeszcze jeden, znamienny element, jakim były przerywniki renderowane. Był to stały element gier, który zawsze witał nas w kluczowych momentach.

 

Jeszcze przed eksplozją popularności renderów, powstał gatunek Cinematic Platformerów i to do niego właśnie należy dzisiejszy obiekt recenzji.

Jedną z najbardziej znanych cech tego gatunku było wykorzystanie techniki rotoskopii, dzięki czemu można było stworzyć niespotykany dotąd poziom grafiki i animacji. Nie brakowało też wyżej wspomnianych przerywników filmowych, które tworzyły doświadczenie jedyne w swoim rodzaju. 

 

Chwilę po włączeniu gry ukazuje się Intro, w którym to zostajemy przedstawieni z głównym bohaterem, Andy'm.

Poznajemy się z nim w dość nieprzyjemnym momencie, ponieważ jest terroryzowany przez swojego nauczyciela, bo przysnęło mu się na lekcji. Na szczęscie udało mu się wyjść z szafy oraz ze szkoły, przed którą przywitał go jego wierny kundel, Whisky (to nie przenośnia, tylko imię psa).

 

Sielanka Andy'iego bardzo szybko się skończyła, ponieważ słoneczna pogoda została szybko zastąpiona przez gęsty i natychmiastowy mrok.

Podczas zupełnego zaćmienia tajemnicze istoty natychmiast porywają psa i zabierają go w swój wymiar.

 

Nasz bohater od razu bierze się za akcję ratunkową. Jak na swój wiek, to jest naprawdę wybitnie uzdolniony dzieckiem od którego Albert Einstein mógłby jeszcze się wiele nauczyć. Otóż nasz bohater z kilku starych puszek, części od kosiarki i innego ustrojstwa konstruuje maszynę, która pozwala mu przenieść się do innego wymiaru, w którym to znajduje się jego czworonogi przyjaciel, o dość sugestywnym imieniu.

 

 

Tak oto zaczyna się opowieść o dzielnym chłopcu, który z niebywałą determinacją zmierza

ku najciemniejszym zakątkom wszechświata, aby odnaleźć swojego futrzaka.

 

Już na samym początku jesteśmy atakowi przez ogrom mrocznych istot, których jedną spójną cechą są dwa żółte ślepia.

Do naszej dyspozycji mamy miotacz piorunów, który jest niesamowicie satysfakcjonującym orężem. Przeciwnicy rozpadają się na czynniki pierwsze, a my efektownie brniemy przed siebie. Taki stan rzeczy nie trwa jednak długo, ponieważ wyżej niesprecyzowany potwór pożera naszą broń, więc zostajemy z gołymi rękami.

 

Od tego momentu gra będzie balansować między etapami zręcznościowymi, logicznymi i starciami z dziesiątkami przeciwników. Przyjdzie nam jeszcze postrzelać zieloną energią z naszych własnych broni, a zagadki są całkiem przyzwoite, ale z pewnością nie zatrzymają nas na dłuższą chwilę. 

Najbardziej za to mogą dać w kość elementy platformowe, które wymagają od nas iście zabójczej precyzji.

Właśnie tutaj objawia się największa wada cinematic platformerów, czyli skoki i ruchy, które są najczęściej z góry przewidziane i nie wybaczają nam błędów.

 

Mimo 20 lat i jednego miesiąca na karku, to grafika w Heart of Darkness dalej prezentuje się naprawdę dobrze.

Widać, że twórcy przez wiele lat na nad nią pracowali, co można zauważyć już w pierwszej lokacji, której animacje wyglądają rewelacyjnie.

Nasz bohater jak i przeciwnicy również nie zostają w tyle i posiadają bardziej płynne ruchy, niż wiele dzisiejszych gier opartych na pseudo Pixel Arcie.

 

Jak na ironię, to najgorzej dziś wypadają przerywniki filmowe, które są odtwarzane w 15 klatkach i niektóre z nich wyglądają mocno tak sobie.

Ówcześnie mogły pewnie konkurować z Toy Story 1 (który w sumie też tak dobrze się nie zestarzał), ale dzisiaj są tylko poprawnie.

 

 

Podczas całej naszej przygody przemierzymy osiem krain o naprawdę zróżnicowanym wyglądzie.

Raz będziemy czuć gęstą atmosferę zaszczucia i mroku, a innym razem będziemy w wesołej wiosce latających stworów porośniętej w całości zielenią.

Lokacje również różnią się od siebie rodzajami napotkanych przeciwników, których jest całkiem sporo i nie pozwalają nam popaść w rutynę.

 

Jądro Ciemności może pochwalić się świetną ścieżką dźwiękową, która powstała wskutek zaangażowania do pracy profesjonalnej filharmonii. O ile przerywniki filmowe nie przypominają za bardzo tych z Pixara, to muzyka jest na identycznym poziomie jak w ich filmach, o ile nawet nie wyższym. Takie podejście do muzyki było istną rewolucją i przełomem dla branży, ale nie zmienia to faktu, że oczywiście były gry z dobrą muzyką wiele lat przed HoD.

 

Mimo że Heart of Darkness wydaje się grą dość przyjazną i raczej nie przerażającą (dostał nawet kategorię E - dla wszystkich), to zmutowane robaki tkwią w szczegółach.

 

W grze możemy zginąć. Często. Ekstremalnie często. Nie jest to jednak prosty ekran z napisem Game Over, a animacja lub przerywnik, który towarzyszy każdemu zgonowi. Duża część z nich jest naprawdę dosadna i brutalna, i wyrywająca nas sielskiego klimatu.

Potwór zjadający nas w całości żywcem, wciąganie przez robala w ziemię, natychmiastowe spopielenie, utonięcia, upadki z ogromnych wysokości czy stopniowe roztapianie się w lawie to tylko kilka z brutalnych sposobów na śmierć, jakich możemy doświadczyć.

 

Dzięki temu miksowi klimatów podczas gry będą nam towarzyszyć naprawdę ciekawe doznania. Z pewnością mogę powiedzieć, że podczas całej podróży nie będziemy się nudzić.

 

 

Mimo naprawdę dobrych ocen i jakości samej w sobie, to Heart of Darkness sprzedał się naprawdę słabo. Powodem tego jest pięcioletni czas produkcji, który w tamtych czasach dla branży był wręcz dekadami, w których to modne gatunki zmieniały się w zawrotnym tempie.

Tytuł po prostu trafił do nas za późno. Gdyby wydano go wtedy gdy planowano, to kto wie, może dziś pamiętalibyśmy go tak dobrze, jak wiele innych hitów z Playstation?

 

Warto też dodać, że tytuł tworzył sam Éric Chahi, twórca Another World, który był jednym z pionierów dla cinematic platformerów.

Niestety niska sprzedaż nie pozwoliła mu na rozwinięcie kariery, ale mimo stworzenia wyłącznie trzech tytułów, to dalej jego wkład w rozwój gier jest niezastąpiony.