Facebook
01.11.2019

Red Dead Revolver - stary i dziki zachód

Rockstar Games z pewnością kojarzy się większości z was z serią Grand Theft Auto i jest oczywiście skojarzenie właściwe, ale z pewnością nie jedyne. Niegdyś gigant ten był o wiele bardziej skłonny do ryzyka i pomimo tego, że seria o kradzieży prostytutek i biciu samochodów (czy coś w tym stylu) biła rekordy przedaży już od początku XXI wieku. Droga do powstania Red Dead Revolver jednak nie była tak prosta jak się wydaje; Rockstar nie zdecydował, że "zrobi sobie grę" i na tym poprzestał. Na początek najlepiej będzie zaznaczyć, że pierwotnie to Capcom stał za procesem produkcyjnym pierwszej części Red Deada, a Rockstar Games go tylko przejęło.

 

I to również nie jest cała prawda, ponieważ Red Dead Revolver miał wyglądać zupełnie inaczej. Prawdą jest, że każda gra Rockstara z tamtego okresu miała w sobie naprawdę dużo rozwiązań w rozgrywce znanych z automatów do gier, ale to, co chciał przedstawić Capcom było czymś zupełnie innym. Gra Capcomu była dosłownie automatową strzelaniną na szynach, w której pojawiało się mnóstwo nierealnych i fantastycznych elementów, takich jak człowiek ze skrzydłami z piór, które umożliwiały mu latanie itp. Ostatecznie, ze zwariowanych elementów pozostało bardzo niewiele, a rozgrywka uległa gruntownemu przebudowaniu. Prawdą jest jednak to, że same lokacje i modele przygotowane przez Capcom trafiły do finalnej wersji gry.

 

 

Napisanie, że głównym bohaterem jest Red Harlow byłoby kolosalnym niedomówieniem, ponieważ w Red Dead Revolver przyjdzie nam pokierować losami około dziesięciu dość zróżnicowanych postaci. Wbrew pozorm, fabuła jest naprawdę spójna i wszystkie błahe wątki łączą się w spójną całość, nawzajem na siebie oddziałowując. Czasem to tylko jedna misja, a innym spory kawałek gry. Mimo wszystko, Reda można określić najważniejszym bohaterem Red Dead Revolver, wokół którego obracają się wszystkie wątki w grze. Zaczyna się ona od napadu na dom Reda, w którym giną jego rodzice. On sam oczywiście porzysięga zemstę bandytą i zostaje łowcą wszelkiej maści bandziorów, co, poprzez wiele zbiegów okoliczności szytych grubymi nićmi, doprowadzi go do celu.

 

Oddalając się trochę od fabuły samej w sobie, Red Dead Revolver można uznać za swego rodzaju laurkę skierowną do dzikiego zachodu (a raczej jego popkulturowego wyobrażeniu z kinematografi). Dzięki mnogości postaci, uświadczymy niemal każdej ikonicznej sceny charakterystycznej dla tego okresu: Pojedynki w samo południe, napady na bank, poszukiwanie kogoś "żywego lub martwego"

 

Fabuła, sposób jej prowadzenia i ogólnie cały schemat gry dość mocno przywodzi na myśl standardową formułę tworzenia gier przez Rockstar Games. Nie chodzi mi tu konkretnie o nasłynniejszą serię tego studia, a o ogólny charakter gier z tamtego okresu. Strzelanie, sposób poruszania się, prezentacja przerywników filmowych czy nawet animacje przypominają inne gry giganta. Rozgrywka nie jest osadzona w żadnym otwartym świecie, ale także mocno przypomina np. pojedyncze misje z Grand Theft Auto. Zabijamy absurdalną liczbę przerywników, czasem gdzie wskoczymy, pogadamy z kimś, a na końcu czeka nas akurat bardzo oryginalny pojedynek w samo południe, a raczej w samo zabicie dzwona.

 

Jeśli chodzi o poziom trudności, nie zabraknie tu wczytywania punku zapisu. Przez większość podróży zginiemy pare razy, ale końcówka zamienia się w prawdziwą próbę wytrzymałości. Żaden arsenał i najbardziej agresywny konsolowy auto-aim nie pomogą, jeśli na nasz drodze stanie prawdziwa gąbka na pociski rodem z loot shooterów. Rockstar nie wyzbył się też wszystkich "odjechanych" elementów od Capcomu i mamy do czynienia z ich pozostałościami w formie faceta z przywiązanym dynamitem do siebie, który ochoczo do nas podbiega i się wysadza nie tracąc przy tym życia. Dodajmy do tego jeszcze wroga wyposażonego w... teleportację, bo czemu nie. Dodajmy do całe armie wysyłane na nas na końcu gry i mamy przeprawę przez piekło.

 

 

To, co często uratuje nas przed najgorszym to mechanika Dead Eye. To nic innego, jak bardziej efekciarski bullet-time, który pozwala nam dokładne wybranie miejsca, w którym wyląduje kule. Polecam obierać za cel głowę przeciwnika, ponieważ często nawet strzał ze strzelby w ten "dość" czuły punkt nie wystarcza, by powalić bandytę. Bardzo często są też problemy z dokładnym wymierzeniem w przeciwnika. Ogólnie system strzelania prezentuje się w dość drewniany sposób. 

 

A celować będziemy zdecydowanie mieli z czego. Do dyspozycji jest naprawdę pokaźny zestaw broni: tytułowe rewolwery, strzelby, karabiny samopotwarzalne, dynamit, koktajle mołotowa i wiele innych. We wszystko możemy się wyposażyć przed rozpoczęciem poziom, ale oczywiście nie za darmo. Pięniądze jednak zdobywamy bardzo łatwo i często sytuacja będzie wyglądać tak, że więcej wydamy na dodatkowe postacie do multiplayera (bo te też możemy kupić) niż na faktyczne wyposażenie. Od czasu do czasu zawitamy do malutkiego miasteczka, w którym też kupimy sprzęt. Jest to oczywiście namiastka tego, co uświadczymy w następnych częściach, ale lepsze to niż nic. 

 

Warto też zaznaczyć, że historia w żaden sposób nie wiąże się z wydarzeniami z kontynuacji. Jest ona tylko przelotnie wspominana, więc przejście Red Dead Revolver nie powinno wynikać z chęci poszerzenia wiedzy o fabule serii, bo nie dostaniemy jej zbyt wiele. Świetnej muzyki otrzymamy za to bardzo wiele - ścieżka dźwiękowa idealnie wpasowuje się w klimaty dzikiego zachodu. Wydaje się być trochę oklepana, ale nie wymagam niczego więcej od gry z takimi klimatami. 

 

Red Dead Revolver ma swoje problemy i nie prezentuje się tak okazale, jak następcy, ale jest grą niezłą. Biorąc pod uwagę śmieszną cenę, którą trzeba wyłożyć, aby zagrać w ten tytuł na PS4, jest pozycja warto co najmniej sprawdzenia.