Facebook
29.09.2018

Wizytówka Shoot 'em up'ów, czyli tyranie w Tyriana

Shoot 'em up'y to dziś zupełnie zapomniany gatunek, a naprawdę szkoda. Bardzo szybko został wygryziony przez współczesne gry zalane mnóstwem mechanik, podczas gdy SHMUP'y skupiały się tylko na leceniu w górę lub w prawo, przy okazji niszcząc wszystko, co stanie nam na drodze, a wychodziło im to wspaniale. Gwoździem do trumny był też zalew FPS'ów, który na dobre przykrył dynamiczne loty statków kosmicznych.

 

Mimo że gatunek ten jest głównie znany z gier japońskich gier automatowych z lat. 90, to jednakże jest jeszcze sporo klasyków wydanych na PC, a dzięki Steamowi możemy nawet dziś spodziewać kilku premier rocznie, co w pewien sposób odrodziło gatunek.

 

Tyrian 2000 to zdecydowanie najbardziej popularny przedstawiciel na komputerach, a jest tak za sprawą udostępnienia przez twórcę darmowego kodu źródłowego, co poskutkowało wydaniem wielu portów, zaczynając od Dreamcast'a, a kończąc na zwykłych telefonach z Androidem. Preferuję właśnie wersję przenośną, ponieważ gra wygląda najlepiej na małym ekranie, a płynność też jest lepsza, niż na stacjonarkach.

Tytuł pierwotnie wyszedł na automaty w 1995 roku, ale usprawniona edycja jest z pewnością tą najlepszą, między innymi dlatego, że mamy możliwość przejścia piątego aktu opowieści.

 

Właśnie, opowieści. Przechodząc do samej gry, to opowiada ona historię... szczerze mówiąc, to nie orientowałem się w niej za bardzo podczas przechodzenia kolejnych poziomów, bo byłem zajęty niesamowitą rozgrywką. Dzięki wszechmocy Internetu wszystko poukładałem, więc początek fabuły jest identyczny, jak w oryginale, a przygoda rozpoczyna się w odległej przyszłości w 20031 roku. Nasz główny bohater i zarazem pilot statku to Trent Hawkins, zajmujący się wyszukiwaniem miejsc nadających się do zasiedlenia na obcych planetach. Ostatnia z nich znajdowała się w pobliżu terytorium zamieszkiwanego przez rasę Hazudra, wyglądającą jak jaszczurki.

 

Najlepszy przyjaciel Trenta należący do tej rasy, Buce Quesillac, został niespodziewanie zastrzelony. Umierający przyjaciel zdradził mu, że za tą akcją stoi wielka korporacja Microsol. Istnieje poważne przypuszczenie, że udało jej się odkryć bezcenny minerał, pozwalający na zniwelowanie siły grawitacji, nazwany Gravitium. Korporacja Microsol zamierza potajemnie wykorzystać go w swoich latających jednostkach i dlatego zaczęła likwidować wszystkich znających jej sekret. W związku z tą nieciekawą sytuacją, Trent staje się kolejnym celem i postanawia uciec do wolnego świata Savara. Właśnie wtedy rozpoczyna się właściwa przygoda.

 

 

Z góry przepraszam za obrzydzenie tak wspaniałej gry tym niepotrzebnym opisem, ale niech rzetelności stanie się za dość. Warto zauważyć, że falami tekstu jesteśmy zalewani co każdy poziom, a podczas samej rozgrywki możemy zdobyć dane, które również poszerzają wiedzę o całym uniwersum.   

 

Zajmę się w końcu samym mięsem, jakim jest rozgrywka, a jest ona soczysta, satysfakcjonująca, wciągająca i prosta. Na pierwszy rzut oka mamy tu do czynienia z klasycznym SHMUP'em jakich wiele. Lecimy od góry do dołu i anihilujemy każdy obiekt, jaki pojawi się na ekranie, a przy tym sami unikamy wrogich trafień.

 

Nie jest to jednak taki sam schemat jak zawsze, ponieważ w japońskich przedstawicielach gatunku mamy na starcie 3 życia, z czego każde zużywa się po jednym trafieniu. Tyrian na szczęście nie jest z Japonii i traktuję gracza bardziej jak człowieka, niż maszynę.

 

Zanim dotrzemy do napisu game over, to na naszej drodze stanie samoregenerująca się tarcza. Jeśli to za mało, to po chwilowym zużyciu tarczy mamy jeszcze pasek z życiem, który możemy regenerować znajdźkami ze zniszczonych statków. Jak wszystko zawiedzie, to jesteśmy wrzuceni do menu, w którym wybieramy następny poziom, po czym zaczynamy go po prostu od nowa. I tyle, bez żadnego zaczynania całej gry od nowa czy ponownego zbierania ulepszeń. 

 

 

Kolejnym rewelacyjnym pomysłem, który sprzyja dobrej zabawie, a nie męczeniu jest to, że następne statki, ulepszenia do broni, inne rodzaje oręża, wspomagacze i dodatkowe pukawki kupujemy za punkty zdobywane w poziomach, a otrzymujemy je za wszystko, co wleci pod nasze śmiertelne pociski. 

 

Podczas gry ulepszamy też nasze generatory, które są ważnym elementem rozgrywki. Dzieje się tak, ponieważ moc potężniejszych broni i szybka regeneracja tarczy zależy właśnie od stopnia jego naładowania, więc powinien być on naszym priorytetem.

 

Efekty są naprawdę satysfakcjonujące, grafika zestarzała się całkiem ładnie, a muzyka to miód na nasze uszy, który będzie wspierał nas kolejnych, mocno zróżnicowanych poziomach.

Przejście tytułu zajmie nam kilka godzin, co jest przyzwoitym czasem dla tego typu gry. Poziom trudności jest zdecydowanie uczciwy, ale jeśli ktoś szuka hardcorowego wyzwania, to może włączyć tryb arcade, który działa tak samo, jak japońskie klasyki i zwiększyć poziom trudności, co zapewni potężne wyzwanie.

Możemy jeszcze w każdej chwili spowolnić lub przyspieszyć grę według własnych preferencji, co sprawia, że pod żadnym pozorem nie możemy narzekać na ciężkie etapy.

 

Reasumując, Tyrian to gra, która przede wszystkim w każdej chwili nas bawi, a właśnie o to chodzi w tym, jak i w innych gatunkach.